22 kwietnia pojechaliśmy do Wrocławia do Teatru Muzycznego Capitol na spektakl pod tytułem „Balladyna”. Miałem wysokie oczekiwania w stosunku do tej sztuki, ponieważ bardzo podobała mi się książka. Niestety, jestem rozczarowany. Począwszy od scenografii, która była bardzo skromna, przez cały spektakl jednakowa i ograniczała się właściwie do jednego stolika, makiety drzewa i brodzika wypełnionego brudną wodą. Po chronologię wydarzeń, która została zaburzona i często nie byłem pewien, o czym jest konkretna scena, chociaż dobrze znam treść książki. Gra aktorska była bez zastrzeżeń, na dobrym poziomie, ale niektóre postacie, które występowały na scenie, nie miały swojego odpowiednika w książce (za wyjątkiem postaci Balladyny, Aliny, Kirkora oraz Skierki i Chochlika). Nie do końca podobało mi się również to, że w spektaklu użyto współczesnych rekwizytów, jak np. „kerchera”, którym aktorka grająca postać Aliny myła kawałek drzewa wyciągnięty z błota. Mój wniosek ze spektaklu jest taki, że sztuka chyba nie jest po to, żeby ją rozumieć…
Maks Kołosowski