28 maja 2012 klasy 4, 5 i 6 pojechały na zieloną szkołę do Lubrzy w woj. lubuskim. Niestety zaczęło się od komplikacji, bo autobus nie mógł przyjechać. Na szczęście pani Asia zadzwoniła po nowy, który o 9:30 przyjechał i wreszcie wyjechaliśmy. Jazda nie była męcząca, dlatego wszyscy mieli dużo energii. Po kilku godzinach zatrzymaliśmy się w skansenie w Ochli. Poznaliśmy tam dużo starych zawodów, widzieliśmy zabytkowe budynki, przedmioty i… ludzi ;). Skansen zwiedzaliśmy ok. godziny i ruszyliśmy dalej. Na miejsce, do ośrodka „Martinez”, dotarliśmy po półtorej godziny. Zakwaterowaliśmy się w pokojach – 3,4 i 5-osobowych. Później poszliśmy na zbiórkę i pracowaliśmy w grupach przydzielonych przez pana Janusza. Zaczęliśmy robić postery na przyrodę. Skończyliśmy o 22:00. Poszliśmy się myć i o 22:30 zaczęła się cisza nocna. Rano niektórych trudno było dobudzić, lecz wszyscy zdążyli na poranny rozruch o 7:15. Śniadanie zjedliśmy o 8:15. Można było wybrać, co się chciało: kanapkę lub płatki z mlekiem 😉 Po dużym posiłku poszliśmy do wypożyczalni kajaków, z której wypłynęliśmy. Trasa prowadziła rzeką Paklicą i jeziorem Paklicko Wielkie. Na trasie było dużo obrotów i wywrotek, nawet niektórzy musieli wyjść z kajaków, żeby je pociągnąć. Na szczęście nikt nie wypadł. Trwało to ok. 4 godzin i mieliśmy przerwę. Chyba wszyscy jej potrzebowali, oprócz tych którzy się obijali 😉 Ten, kto chciał mógł wtedy zmienić parę w kajaku. Po półgodzinnej przerwie wypłynęliśmy na jezioro. Niestety wiał wiatr, więc było trochę trudno. Jak skończyliśmy, wszyscy byli strasznie wykończeni. Wróciliśmy do ośrodka, gdzie pracowaliśmy w grupach i zjedliśmy obiadokolację. Później odbywały się zajęcia pod nazwą „Asertywność”. Każdy robił swoje „mapy”. Pisaliśmy, o czym myślimy, jakie są nasze plany itd. Następnie w parach odgrywaliśmy role. Byliśmy osobą asertywną, agresywną lub uległą. Po wszystkim mieliśmy czas, aby się umyć i poszliśmy spać. W środę, po porannym rozruchu i śniadaniu poszliśmy do wypożyczalni rowerów. Niektórzy dopasowali sobie rowery i wieźli je do naszego „startu” w miejscu placu zabaw. Najpierw pojechali: klasa czwarta i dziewczyny z piątej. Jechaliśmy wzdłuż jeziora. Rowery nie były najlepszej jakości, więc bardzo dużo osób cały czas się przewracało, obijało i strasznie męczyło. Kiedy wróciła pierwsza grupa, pojechała cała reszta. Ci, którzy już przyjechali, mogli wreszcie zjeść kanapki. Po powrocie, w grupach, rysowaliśmy postaci: asertywną, agresywną lub uległą. Później mieliśmy czas wolny i robiliśmy pracę na przyrodę. Jak skończyliśmy, wyszliśmy na dwór i przy ognisku śpiewaliśmy piosenki. Kolejnego dnia chyba wszyscy obudzili się bardzo ożywieni i po porannych zwyczajach pojechaliśmy zwiedzać kościół we wsi Paradyż. Kiedy już zobaczyliśmy wszystkie piękne witraże i obrazy, poszliśmy na najlepszy w Polsce sernik, robiony przez zakonnice. Był przepyszny. Busami pojechaliśmy zwiedzać bunkry w Boryszynie. Najpierw klasy 4 i 6, a potem 5, czyli my. Chodziliśmy podziemnymi tunelami. Kiedy zobaczyliśmy, jak małą w stosunku do całości część przeszliśmy, wszyscy byli bardzo zdziwieni. Po wyjściu na powierzchnię, ci, którzy chcieli dostać dodatkowe punkty, poszli do ośrodka pieszo. Reszta, w tym ja, jechała busami. Ci, którzy wrócili wcześniej robili kanapki, a później był czas wolny. Kiedy już wszyscy byli na miejscu, odgrywaliśmy grupowe scenki, w których używaliśmy papierowych postaci zrobionych wcześniej. Każda osoba była „głosem” którejś postaci i musiała ją udawać. Na końcu graliśmy w grę „czarna historia”, w której jedna osoba wymyślała historię, a reszta zadawała pytania, na które można było odpowiedzieć „tak” lub „nie”, aby odgadnąć, o co chodzi. Po wszystkim zrobiliśmy ognisko i jak wszyscy zjedli pieczone kiełbaski i chleb, śpiewaliśmy. Szef ośrodka dał każdej klasie medal za wytrwałość. Tak skończył się nasz ostatni dzień w Lubrzy. Rano większość osób była gotowa i spakowana, więc po śniadaniu wyjechaliśmy z ośrodka. Do domu wróciliśmy po 16:30. To była naprawdę wyjątkowa zielona szkoła.
Maja Zilbert, kl. V